niedziela, 19 sierpnia 2018

Las Vegas, Dolina Śmierci, Park Narodowy Sekwoi - maj 2018 (USA)

Arizona stała się miłym wspomnieniem. Teraz czas na stan Nevada. Taki niewielki fragment, ale pełen wrażeń. Wjeżdżamy do Las Vegas. Zatrzymujemy się na jedną noc w "Ellis Island Hotel, Casino & Brewery" przy Koval Lane. Mam mieszane odczucia do tego miejsca. Obsługa mocno zdystansowana i sformalizowana. Ale znajduje się tu wiele udogodnień. Kasyno, browar, basen, darmowy parking itp. Przy czym warzone hotelowe piwo nie zapewnia jakiś intensywnych doznań - jest dla każdego i nikogo. Hotel znajduje się blisko wielu głównych atrakcji miasta i dlatego od razu po przyjeździe udajemy się piechotą na wieczorny świetliście zniewalający wielokolorowy psychiczny samogwałt.
Las Vegas to szambo, ale takie kolorowe. Karuzela z bakaliami. Wielobarwny rzyg. Kiczowaty przepych, który w chwilach zapomnienia zachwyca, by za moment sprowadzić cię do rynsztoka. Ceny na mieście zachęcają do pozostania na dłużej, a gra w kasynach jest prostsza niż zakup biletu na wrocławską komunikację miejską. Warto to zobaczyć, nie warto w to wchodzić.

Niespiesznie opuszczając Las Vegas zahaczamy o Zaporę Hoovera (Hoover Dam). Potężna budowla i tłumy turystów. Ciekawe doświadczenie, ale bez fascynacji. Na pewno nie jest to strata czasu. Jednakże tylko pasjonaci tego typu konstrukcji będą szczerze wniebowzięci. My tymczasem powoli kierujemy się w stronę Doliny Śmierci.

Las Vegas. Cierpliwie oczekujący na fotografię pod znakiem.


Włóczęga po Las Vegas Strip...









Zapora Hoovera...


Ostatnie chwile w Las Vegas. Czas zakupów. Trochę nas to gubi i w nieoczekiwanym pośpiechu udajemy się do stanu Kalifornia (California). Nieco spóźnieni meldujemy się w "Amargosa Opera House and Hotel"...


...To nie jest zwykły hotel. Stoi pośrodku niczego i intryguje. Tutaj Marta Becket przez czysty przypadek zaczęła tworzyć swój wieloletni artystyczny świat. David Lynch nakręcił kilka scen do filmu "Lost Highway". A Peter Lik w małym budynku naprzeciwko miał swoją małą galerię. "Amargosa Opera House and Hotel" to podobno nawiedzone miejsce. Na pewno ma niesamowity klimat. Znajduje się w opuszczonej miejscowości Death Valley Junction. Dawnej był tu ważny węzeł kolejowy obsługujący transport boraksu. Obecnie to kilka samotnych budynków pośrodku pustyni. A do najbliższego większego miasta jest około 40 kilometrów.

Ciepła noc zamienia się w wyjątkowo gorący dzień. Wjeżdżamy do Doliny Śmierci (Death Valley). Momentami czujemy się jak w piekarniku z termoobiegiem. Osobiście chyba mi to odpowiada. Ale nie wiem na jak długo. Jedziemy wśród pięknych, lecz surowych krajobrazów. A najważniejsze przerwy w podróży robimy przy:
* Zabriskie Point - malownicze formacje skalne, które posłużyły za tło do okładki płyty "The Joshua Tree" zespołu U2.
* Badwater Basin - największa depresja Ameryki Północnej (85,5 m p.p.m.). Tutaj słońce grzeje najbardziej.
* Mesquite Flat Sand Dunes - wielkie wydmy pośrodku niczego. Podróżował tędy R2-D2 w filmie "Gwiezdne Wojny: Część IV - Nowa Nadzieja".

Death Valley Junction. "Amargosa Opera House and Hotel"...

...to nie tylko hotel...

...to również teatr, w którym co jakiś czas odbywają się przedstawienia.

Death Valley Junction...


Death Valley Junction. "Amargosa Opera House and Hotel"...


Park Narodowy Doliny Śmierci (Death Valley National Park)Zabriskie Point...



Park Narodowy Doliny Śmierci. Badwater Basin.


Park Narodowy Doliny Śmierci. Mesquite Flat Sand Dunes...


Dolina Śmierci zostaje za nami. Zatrzymujemy się na poboczu kalifornijskiej drogi stanowej nr 190. Jest pusto, a my jesteśmy nigdzie. Wchodzimy w pustynię. Mija ponad 400 metrów. Znajdujemy się tu tylko i wyłącznie dzięki współrzędnym GPS. W tym miejscu Anton Corbijn robił sesję zdjęciową zespołu U2 do płyty "The Joshua Tree". Paradoksalnie wielkim fanem tej grupy nie jestem. Natomiast historia muzyki rządzi się swoimi prawami. A Anton Corbijn wyjątkowym fotografem jest.

Noc zastaje nas na obrzeżach miasta Bakersfield w hotelu "Hampton Inn & Suites" przy East Brundage Lane. Ma on wysoki standard i jest bardzo wygodną przerwą podczas tej długiej podróży. Niestety trochę za krótką. Wczesnym rankiem udajemy się w dalszą drogę. A jedyne doświadczenie z miastem Bakersfield to szybkie zdjęcie przy Korn Row. Stąd pochodzi zespół Korn i ma tutaj taką małą pamiątkę.

Gdzieś przy kalifornijskiej drodze stanowej nr 190. Kiedyś stało tutaj drzewo Jozuego, które zespół U2 zamieścił we wkładce płyty "The Joshua Tree"...

...Teraz fani z całego świata zostawiają w tym miejscu różne ciekawe rzeczy.

W drodze do Bakersfield...



Wielki upał zamieniamy na wilgotne przenikliwe zimno. Jesteśmy w górach Sierra Nevada i objeżdżamy Park Narodowy Sekwoi (Sequoia National Park). Klimat jak z najmroczniejszych wczesnych odcinków serialu "The X-Files". Kręte wąskie drogi wijące się w górzystym terenie. Gęsta mgła spływająca z wierzchołków drzew. Zimna mżawka przenikająca do gołej skóry, gdy temperatura powietrza utrzymuje się poniżej 10°C. Powiem szczerze, że te warunki atmosferyczne trochę nas zaskoczyły. Lecz jakoś staramy się czerpać z tego przyjemność. Łapiemy krótkie chwile między kroplami, a temperaturę podnosimy adrenaliną.
Szare skały prowadzą nas przez gigantyczny zielonobrązowy las. Wędrujemy wśród mamutowców olbrzymich przytłoczeni ich ogromem. To są drzewa, które wbijają cię w ziemię. Prawdziwie fizyczne uczucie. Wielkość tutejszej przyrody powoduje skurcz mózgu. Jestem jak mrówka przygnieciona deską do wybrukowanej drogi.

Wyziębieni zjeżdżamy z gór i zatrzymujemy się w miasteczku Reedley. Kolejna szybka noc przed nami. Spędzamy ją w "Hotel Burgess" przy 11th Street. Mamy tu do dyspozycji interesujące stare wnętrza i trochę nieogarniętą obsługę. A gdy mija ciemność nasze umysły kierują się w stronę San Francisco...

Park Narodowy Sekwoi. Moro Rock.

Park Narodowy Sekwoi...








Reedley. "Hotel Burgess"...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku, Twój komentarz zostanie dodany po zatwierdzeniu.