Wrocław, Frankfurt, Nowy Jork... Długa podróż autobusem po płycie niemieckiego lotniska. Szybki lot na inny kontynent nad falami oceanu. Przed pierwszą nocą w Wielkim Jabłku oglądamy panoramę Manhattanu z dachu LIC Hotel w dzielnicy Queens. We śnie czekamy na nowy dzień.
Wchodzimy w Nowy Jork (New York City). Oswajamy przestrzeń wokół nas. Setki amerykańskich filmów, które gdzieś tam siedzą w głowie, sprawiają, że miasto jest dziwnie znajome. Tak jak i ludzie z historiami wypisanymi na twarzach. Idziemy pomiędzy ścianami wieżowców, przytłoczeni ich ogromem.
Katedra św. Patryka przywołuje echa Europy. Jest XIX-wieczną kopią starych gotyckich świątyń. Jej mury odbijają się w szklanych ścianach nowoczesnych wieżowców. Przecznicowa podróż w czasie zabiera nas na Times Square. Przerażające miejsce, gdzie chmara postaci z bajek chce wykorzystać twoją naiwność i oskubać cię z kasy za fotografię na tle gigantycznych reklam. Wielkie nijakie skrzyżowanie ze zbłąkanym tłumem ludzi. Zalecam trzymać się od tego miejsca z daleka.
Nowojorska pizza podobno jest najlepsza na świecie. Na pewno jest największa na świecie. A przynajmniej wersja "small". Ponad 35 centymetrów średnicy kurczaka i sera sprawia, że nie musisz jeść kolacji i śniadania. Tak wypełniony człowiek może głębiej wejść w sztukę, która czai się tuż za rogiem.
Muzeum Sztuki Współczesnej MoMA napada na ciebie ogromem dzieł twórców z najwyższej półki. Twoje zmysły gwałcą grupowo Gauguin, Picasso, Dalí, Pollock, Rothko, Warhol, van Gogh, Monet, Klimt. Orgazm kultury i sztuki.
W 2001 roku patrzyłem na ekran kineskopowego telewizora jak wieże World Trade Center zapadają się w dymie i płomieniach. Przekaz na żywo przez CNN. Dzisiaj stoję w mżawce przy dwóch wielkich wodnych pomnikach i czytam anonimowe nazwiska. Tragedia tak ogromna jak wieże, które tu stały. Aura nie pozwala na dłuższą zadumę, więc powoli wracamy na Queens.