niedziela, 1 lipca 2018

Los Angeles - maj, czerwiec 2018 (USA)

Lądujemy na LAX (Los Angeles International Airport). Autobus zawozi nas na stacje "Aviation/LAX". Wsiadamy do metra i mam wrażenie, że przez następną godzinę jedziemy przez jakieś slamsy. Wysiadamy w Westlake. Dzielnica z Generalnym Konsulatem Meksyku. Bienvenido a México. Znajomość hiszpańskiego bardzo mocno się przydaje. Okolica i jej atmosfera przesiąknięta południowym sąsiadem USA. Mało podobnych twarzy do naszych, więc wyróżniamy się w tłumie. Większość przechodniów nie należy do zamożnej części społeczeństwa. Na ustawionych wzdłuż ulic straganach można kupić robione na miejscu jedzenie, jak również stare przedmioty wygrzebane nie wiadomo skąd, pirackie nagrania muzyczne i filmowe, zużyte ubrania i chińską tandetę. Najlepszą rzeczą w tym miejscu jest kuchnia. Pełna przyciągających zapachów. Reszta jest trudna do opisania.

Los Angeles. Miasto upadłych aniołów. Stąd chce się tylko wyjechać. Cały obszar aglomeracyjny to jeden wielki administracyjny chaos. Do końca nie wiadomo w jakim mieście się jest. Beverly Hills, Culver City, Inglewood, Long Beach, Redondo Beach, Santa Monica... Komunikacja miejska działa tragicznie. Alternatywą jest stanie we własnym samochodzie w gigantycznych korkach. Oczywiście autobusy miejskie również biorą w tym udział i do tego bardzo rzadko jeżdżą. Metro w centrum zatrzymuje się na sygnalizacji świetlnej przy skrzyżowaniach i także nie ma częstych kursów. Absurd goni absurd.

Podróż przez USA zaczynamy i kończymy w Los Angeles. Najpierw poznajemy Westlake. Naszą bazą noclegową jest motel "Travel Inn" przy South Westlake Avenue. Miejsce dla mało wymagających. Na mieście oglądamy standardy. Depczemy gwiazdy na Hollywood Boulevard. Idziemy w upale przez Griffith Park i marzniemy przy Hollywood Sign. Śladami filmu "Blade Runner" wchodzimy do Bradbury Building. Patrzymy na panoramę miasta z Los Angeles City Hall. Mijamy miasteczka namiotowe bezdomnych ukryte w cieniu wielkich wieżowców Downtown.

Leży facet na chodniku. Idzie w jego stronę drugi i rzuca mu banknot. Ten nie dolatuje wystarczająco blisko. Szybkie kopnięcie. Jest. Bardzo krótka wymiana słów. Bezcelowy obowiązek został spełniony.

Po psach się tutaj sprząta. Po koniach już nie...

Los Angeles. Westlake...





Los Angeles. Motel "Travel Inn".

Los Angeles. Metro...



Los Angeles. Hollywood Boulevard...






Los Angeles. Wagon metra.

Los Angeles. Pomnik przy Griffith Observatory.

Los Angeles...



Los Angeles. Panorama miasta i Griffith Observatory.

Los Angeles. Griffith Park...




Los Angeles. Griffith Park i Hollywood Sign od tyłu.

Los Angeles. Westlake.

Los Angeles. Downtown. Kolejka Angels Flight.

Los Angeles. Bradbury Building przy South Broadway. To tutaj spotkali się w różnych konfiguracjach: J. F. Sebastian, Pris Stratton, Roy Batty i Rick Deckard...


Los Angeles. Million Dollar Theater przy South Broadway. Również zagrał w "Blade Runner".

Los Angeles. Widoki z Los Angeles City Hall...




Los Angeles. Downtown...



Los Angeles. Muzeum sztuki nowoczesnej The Broad przy South Grand Avenue.

Los Angeles. Walt Disney Concert Hall przy South Grand Avenue.

Los Angeles. Cathedral of Our Lady of the Angels przy West Temple Street...


Los Angeles. Obiad w Chinatown.






Los Angeles. Dworzec kolejowy "Union Station" w dzielnicy Downtown...


Los Angeles. Pub i browar "Karl Strauss Brewing Company" przy Wilshire Boulevard. Piwo wyjątkowo dobre. Raczej wyraziste smaki. Jasna strona na mojej piwnej mapie USA.




Pobyt w Los Angeles powoduje umysłowy dyskomfort. Ostatnie chwile w tym mieście spędzamy na podróży przez różne rzeczywistości. Tym razem śpimy w okolicach LAX. Hotel "La Quinta Inn & Suites" przy West Century Boulevard to dobry średniej klasy hotel. Jego bliskość do lotniska bardzo ułatwia szybki wylot do Europy. Ale przed nami jeszcze jeden cały dzień do zagospodarowania. Będzie to długa droga w nieznane z krótko naszkicowanym planem...

Industrialne nieużytki wokół portu lotniczego i spacer z lądującymi samolotami. Niekończąca się jazda śmierdzącym wagonem metra, w którym nawet obnośni sprzedawcy rezygnują z handlu. Aż w końcu wsiadamy do autobusów widm z lekko wyczuwalnym klimatem wrocławskiej komunikacji miejskiej.
The Farmers Market i The Grove to atrakcje na szybkie zaliczenie. Aczkolwiek ten pierwszy dostarcza nam wyjątkowe doświadczenia kulinarne. Miasto Beverly Hills nie chce mieć nic wspólnego z Los Angeles. To widać, słychać i czuć. Piosenka zespołu Weezer "Beverly Hills" jest idealnym opisem tego miejsca. Santa Monica to taki polski nadmorski kurort na sterydach. Zachód słońca na Venice Beach przy akompaniamencie deskorolek to idealne zwieńczenie dnia. Melancholia połączona z ulgą. Czas wracać do domu, chociaż tak trochę się nie chce...

Los Angeles...


Los Angeles. Centrum handlowe The Grove.

Beverly Hills...



Beverly Hills City Hall.

Beverly Hills...





Santa Monica...



Los Angeles. Venice Beach...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku, Twój komentarz zostanie dodany po zatwierdzeniu.