sobota, 21 lutego 2015

Atacama - listopad 2014 (Chile)

Nasza druga noc w Santiago dobiega końca. Wstajemy przed wschodem słońca i opuszczamy hostal "Providencia". Łapiemy poranny autobus Centropuerto, który zawozi nas do portu lotniczego. Gdy wybija godzina 8:00, nasz samolot odrywa się od ziemi. Znajdujemy się w maszynie linii LAN Airlines. Ten narodowy przewoźnik lotniczy Chile posiada nowoczesna flotę oraz bardzo profesjonalną obsługę. Nasz lot jest wyjątkowo komfortowy jak na klasę ekonomiczną.
Drogą powietrzną przemieszczamy się na północ. Do przebycia mamy 1200 kilometrów. Po dwóch godzinach lotu lądujemy na spękanej od słońca ziemi. Wita nas nowy budynek portu lotniczego w Calamie (Aeropuerto Internacional El Loa). Gdy przechodzimy jego korytarzami, trwają jeszcze prace wykończeniowe. Porządkujemy nasze umysły i ciała, po czym kierujemy się w stronę wyjścia...

Surowe krajobrazy pustyni Atacama...


Z lotniska do centrum Calamy jest około 6 kilometrów. Nie jeżdżą tą trasą żadne autobusy. Najszybszy sposób, żeby dostać się do miasta, to podróż taksówką (koszt: 10 USD). Cenę za przejazd uzgadniamy przed zajęciem miejsc w aucie.
Kurs taxi kończymy na ulicy Antofagasta. Kierowca pokazuje nam mały dworzec autobusowy oraz przechowalnie bagażu. Miło z jego strony... Zaczyna się kolejny etap naszej podróży.

Calama to raczej ponure miejsce. Palące słońce podgrzewa ulice pokryte marazmem. Ludzie tutaj są jacyś tacy nieobecni. Większość z nich jest bezpośrednio lub pośrednio powiązana z tutejszym przemysłem wydobywczym. To najważniejsza gałąź gospodarki Chile. Przy tym bardzo dobrze opłacana. Ale warunki atmosferyczne oraz ciężka praca chyba nie mogą pozytywnie działać na ogólne samopoczucie. I to chyba ma największy wpływ na klimat Calamy. Ponadto do miasta cały czas przyjeżdżają osoby, które próbują zaistnieć na tutejszym rynku pracy. Nie wszystkim się udaje, a to ma wpływ na poczucie bezpieczeństwa. Bardzo często jesteśmy ostrzegani przed kradzieżami. I coś jest na rzeczy, ponieważ w dziwnych okolicznościach ginie nam szwajcarski scyzoryk.

Na ulicy Antofagasta znajduje się mały dworzec autobusowy firmy Frontera del Norte. Kupujemy tam bilety do San Pedro de Atacama (cena: 5 USD/os.). Naprzeciwko dworca jest przechowalnia bagażu. Trochę podejrzana, ale nie mamy wyjścia, musimy gdzieś zostawić nasze duże plecaki. Tuż obok, w małym ponurym barze, zjadamy paskudny obiad. I ruszamy piechotą do biura firmy Codelco (skrzyżowanie ulicy Granaderos z Central Sur). Nie jest to krótki spacer, ale dzięki temu przyglądamy się bliżej ulicom Calamy.
Codelco (Corporación Nacional del Cobre) to potężna państwowa firma, która posiada w tych okolicach odkrywkowe kopalnie miedzi. W chwili obecnej jest to największe na świecie przedsiębiorstwo produkujące ten surowiec. 16 kilometrów na północ od Calamy znajduje się ogromna kopalnia Chuquicamata. Codelco organizuje do niej bezpłatne wycieczki. Zwiedzanie odbywa się raz dziennie i trwa dwie godziny. Należy sobie wcześniej zarezerwować miejsce (visitas@codelco.cl). Chuquicamata to największa pod względem wielkości odkrywkowa kopalnia miedzi na świecie (głębokość - 1 km, szerokość - 3,5 km, długość - 4,5 km). Ogrom tego miejsca robi przytłaczające wrażenie. Potężna maszyneria wtłoczona w szary pustynny krajobraz rozpływa się po okolicznej przestrzeni, zagarniając wszystko na swojej drodze. Podróż po tym industrialnym terenie jest profesjonalnie zorganizowana, ale pozostawia duży niedosyt. Przede wszystkim odwiedzane miejsca ogląda się ze znacznego dystansu. Poza tym dużo rzeczy pozostaje poza zasięgiem wzroku. Ale nie można narzekać. W końcu to darmowa atrakcja.
Po powrocie do Calamy mamy jeszcze chwilę, by przejść się po centrum miasta. W okolicach godziny 18:00 wyruszamy do miasteczka San Pedro de Atacama. 100 kilometrów przejeżdżamy w dwie godziny. Podróż autobusem firmy Frontera del Norte nie należy do przyjemnych. Posiada ona stare zdezelowane pojazdy, które często się spóźniają albo zupełnie wypadają z kursów (osobiste obserwacje i doświadczenie). A ceny za przejazdy wcale nie są atrakcyjne. W tym przypadku zgubiła nas niejasna sytuacja z usytuowaniem dworców autobusowych innych przewoźników oraz ich nieatrakcyjne godziny odjazdów.
Gdy docieramy do San Pedro de Atacama, powoli zaczyna się ściemniać. Zmęczeni, zasuszeni i zakurzeni ruszamy na poszukiwania naszego hostelu.

W barze naprzeciwko dworca autobusowego Frontera del Norte zjadamy kanapki Churrasco, czyli grillowaną wołowinę w bułce. Po prostu zabójczo fantazyjne połączenie.

Calama. Budynek, w którym mieści się biuro Codelco.

Calama. Wsiadamy do autobusu, którym jedziemy do kopalni Chuquicamata. Zwiedzanie odbywa się w dwóch językach: hiszpańskim i angielskim. Ze względów bezpieczeństwa, wszyscy posiadamy odblaskowe kamizelki oraz kaski.

Przed samą kopalnią Chuquicamata znajduje się opuszczone miasto. Do niedawna żyli tu jej pracownicy i ich rodziny. Ostatnie osoby opuściły to miejsce pod koniec pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Znajdowała się tutaj pełna infrastruktura miejska: sklepy, szkoła, szpital, kino i stadion piłkarski. Z powodu ciągłego powiększania się kopalni oraz dużego zanieczyszczenia środowiska firma Codelco zadecydowała o przeniesieniu wszystkich mieszkańców do Calamy.

To opuszczone miejsce robi ponure wrażenie i przy okazji działa na wyobraźnię.

Ciężarówki firmy Komatsu pracujące w kopalni Chuquicamata przewożą jednorazowo około 325 ton urobku.

Kopalnia Chuquicamata...