sobota, 11 maja 2013

San Cristóbal de las Casas, Palenque - luty 2013 (Meksyk)

San Cristóbal de las Casas wita nas słonecznym, ale chłodnym porankiem. Z dworca autobusowego OCC udajemy się do naszego hostelu. Mimo że oba miejsca są prawie w samym centrum miasta, mamy do przebycia dość długi odcinek drogi. Nasz nocleg ma miejsce w "Hostel las Palomas" przy ulicy Guadalupe Victoria 47. Hostel ten ma fajną atmosferę i klimatyczny wystrój. Natomiast brak jakichkolwiek mebli do przechowywania rzeczy osobistych psuje trochę obraz całości. No i położenie - niby centrum miasta, ale dookoła żadnego sklepu spożywczego. Najbliższy jest dopiero koło Zócalo (Plaza 31 de Marzo).

Po zakwaterowaniu zjadamy na mieście późne śniadanie. Następnie znajdujemy jeden z wielu miejscowych mini "dworców autobusowych" (niedaleko miejskiego targowiska - na północ od centrum) i małym busem jedziemy na krótką wycieczkę do nieodległej indiańskiej wioski San Juan Chamula (koszt przejazdu: 1 USD/os.). Główną atrakcją tego miejsca jest miejscowy kościół Iglesia de San Juan Bautista. Aby do niego wejść należy zakupić bilet: 1,60 USD/os.
Jesteśmy w środku... Podłoga posypana długim zielonym igliwiem. Dookoła szklane gabloty z figurami świętych. Na podłodze klęczą lub siedzą wierni. Modlą się, popijając nieokreślone płyny. Żywe kury pokornie czekają w silnym uścisku swoich właścicieli. Ogień i dym świec dopełnia atmosferę...
Mam mieszane uczucia co do tego miejsca. Wioska San Juan Chamula jest bardzo popularna wśród turystów, więc wiele z tutejszych rzeczy jest "dostosowanych" do przyjezdnych. Sklepy z pamiątkami, opłata za wstęp do kościoła, opłata za zdjęcie z "tubylcem". Mam dystans do tego co tutaj doświadczyłem, ale na pewno kilka rzeczy jest wartych zobaczenia.

San Juan Chamula - wioska z elementami małego miasteczka.

Słynny kościół w San Juan Chamula, czyli Iglesia de San Juan Bautista. W środku robienie zdjęć jest zakazane.


San Cristóbal de las Casas ma bardzo niską zabudowę w centrum. Jest położone na pofałdowanym terenie, a okoliczne zielone wzgórza dopełniają całość. W tym miejscu zdecydowanie rzuca się w oczy rozwarstwienie społeczne Meksyku. Żebrzący Indianie bywają nachalni, podobnie jak obnośni handlarze, którzy na siłę próbują ci coś sprzedać. Stan Chiapas, którego stolicą było kiedyś San Cristóbal de las Casas, należy do najbiedniejszych w kraju. I to widać. Tutejsi ubodzy to głównie potomkowie Majów - ludu, który władał dawniej tymi ziemiami. Historia bywa przewrotna. Ale zagłębiając się w przeszłość, można dojść do wniosku, że rdzenni mieszkańcy Meksyku (Aztekowie, Majowie itp.) sami się trochę do swojego upadku przyczynili.

San Cristóbal de las Casas jest ładnym miastem z bardzo chłodnymi porankami i wieczorami. Oczywiście jak na warunki meksykańskie. Powodem tego jest wysokie położenie: 2100 m n.p.m. Odnowiona zabytkowa zabudowa i kolorowe stroje Indian tworzą przyjemny w smaku koktajl. Sklepy i targowiska z pamiątkami nie zanieczyszczają wzroku tandetą. Można się tu zaopatrzyć w naprawdę ciekawe rzeczy. Duży ruch miejski i różnorodność sprawia, że czasami trudno odróżnić turystów od miejscowych.

Kościół Santo Domingo w San Cristóbal de las Casas.

środa, 1 maja 2013

Puerto Escondido - luty 2013 (Meksyk)

Po długiej, krętej i nieprzespanej nocy dotarliśmy do Puerto Escondido. Za nami 7 godzin jazdy nieprzewidywalnym busem. Wysiadamy gdzieś w centrum miasta. Jest 6:00 rano, ale dookoła panuje ciemność. Na świt czekamy w poczekalni tutejszego dworca autobusowego ADO. Nasza pora przyjazdu okazuje się trochę niefortunna. Zmęczeni, chcemy jak najszybciej dostać się do naszego hostelu, ale to nie takie proste. Brak numerów na budynkach i niewiedza mieszkańców - to główne przyczyny naszego błądzenia.
Okazuje się, że "Hostel Monte Cassino" leży w bardzo charakterystycznym miejscu: jest to plac, gdzie stoi budka z Informacją Turystyczną oraz znajduje się mały posterunek Policji. Na domiar dobrego, z tego placu wychodzi się na główną miejską plażę... Pomroczność umysłowa tego ranka dopadła każdego... Ale tak czasem bywa.
"Hostel Monte Cassino" (ulica Alfonso Peréz Gazga 609-A) prowadzony jest przez włoskich właścicieli. W końcu nazwa do czegoś zobowiązuje... Mam bardzo pozytywne wspomnienia z pobytu w tym hostelu. Przyjaźnie nastawieni właściciele, pomocna i kompetentna obsługa - z tym będzie mi się kojarzyło to miejsce. Czyste pokoje z łazienkami również wprawiały w dobry nastrój.
Puerto Escondido poznajemy głównie wzdłuż linii brzegowej. Dlatego zbyt wiele o tym miejscu nie mogę napisać. Jesteśmy tutaj by podziwiać Ocean Spokojny. Ma się w głowie respekt do takiego ogromu wody, który znajduje się gdzieś przed tobą i masz świadomość, że nie wiesz gdzie jest koniec.
Samo miasto sprawia wrażenie przyjaznego kurortu, gdzie głównie wypoczywają Meksykanie. Spokojna zabudowa wtapia się w łagodnie pofalowane wybrzeże. Skalne urwiska sąsiadują z długimi piaszczystymi plażami, a odbywające się tam międzynarodowe zawody surfingowe (plaża "Zicatela") dodają temu miejscu kolorytu. Nie ma tu strzelistych wypacykowanych hoteli, wchodzących z basenami do morza. Dzięki temu nie jesteśmy przytłoczeni zblazowaną atmosferą, zazwyczaj panującą w wielkich bogatych kurortach.
Nasz pobyt w Puerto Escondido trwa dwa dni. Ładujemy akumulatory przed wyjazdem w dalszą drogę. Zaliczamy kąpiel w Oceanie Spokojnym, spacer wzdłuż skalistego wybrzeża i zachód słońca. W przyszłości chciałbym tu przyjechać na dłużej... Tak po prostu...

Port miejski w Puerto Escondido. Nie jest on pokaźnych rozmiarów.