środa, 31 sierpnia 2011

Almería, El Cabo de Gata, San José - lipiec 2011 (Hiszpania)


Almería i El Cabo de Gata

Droga z Grenady (Granada) do Almeríi prowadzi przez zmieniające się krajobrazy. Jadąc wśród zalesionych wzgórz powoli zaczynamy się przyzwyczajać do skalistych zboczy, a następnie przemierzamy pustynny krajobraz, który przed samą Almeríą pokrywa się szarą folią. To specjalne "szklarniowe" uprawy warzyw, ze szczególnym naciskiem na pomidory. Rozciągają się na wiele kilometrów wokół Almeríi i przez to tworzą dość ponury klimat, który dominuje nad tą okolicą...

W Almeríi zatrzymujemy się w hostalu "Maribel" przy alei Federico Garcia Lorca. Standard pokoju podobny do tego w Grenadzie, czyli: dwuosobowy z łazienką, TV, WiFi i klimatyzacją. Cena: 18 EUR/os. Bardzo miła obsługa, która mówi tylko po hiszpańsku. Hostel jest trochę oddalony od ścisłego centrum oraz od dworca kolejowo-autobusowego. Ale zielona aleja Federico Garcia Lorca rekompensuje tę niedogodność...

Sama Almería jest dość prowincjonalnym miastem. Odnosi się wrażenie wszechobecnego marazmu. Mimo kilku wizualnych atrakcji nic nie przyciąga do tego miasta na dłużej. Ale na pewno warto zwiedzić twierdzę Alcazaba oraz pospacerować po starym mieście.
Almería na pewno będzie świetną bazą wypadową dla zmotoryzowanych, bo prawdziwe atrakcje czekają na turystów poza granicami miasta. Chociaż znowu mamy tu do czynienia z wygórowaną ceną do jakości atrakcji. Dotyczy to głównie pseudomiasteczek rodem z dzikiego zachodu. Są to pozostałości po planach filmowych "spaghetti westernów". Za oglądanie atrap domów trzeba zapłacić około 20 EUR/os. Myślę, że można sobie darować tą wątpliwą atrakcję. Zwłaszcza, że cały ten region do tej pory jest wykorzystywany jako plan filmowy i na każdym kroku można znaleźć jakieś pozostałości po ekipach z branży kinematograficznej. Są nawet wyznaczone specjalne szlaki tematyczne związane z różnymi produkcjami filmowymi.

Almería...

sobota, 27 sierpnia 2011

Grenada, Veleta - lipiec 2011 (Hiszpania)

Z Walencji (Valencia) do Grenady (Granada) jedziemy autobusem ponad 8 godzin. Jest słoneczny poranek. Z dworca autobusowego udajemy się komunikacją miejską na ulicę Gran Via de Colon, która znajduje się w samym centrum Grenady. W hostalu "Sonia" przy tejże ulicy wynajmujemy pokój. Jest on dwuosobowy. Posiada łazienkę, TV, WiFi i klimatyzację. Cena: 15 EUR/os.
Grenada oferuje bardzo korzystne ceny noclegów przy zachowaniu wysokiej jakości usług. Nasz hostal (hostal to coś pomiędzy hostelem a hotelem) nie odbiegał od tej reguły. Był czysty i miał miłą kompetentną obsługę. Do tego znajdował się w centrum miasta.

Do tej pory w kontaktach z Hiszpanami wystarczał nam język angielski. Hiszpańskiego używaliśmy bardzo sporadycznie. Po przyjeździe do Grenady to się zmieniło. Teraz musiałem zacząć pracować na bardzo wysokich obrotach mózgowo-językowych. Mój hiszpański dopiero się "rozwija" i początki były ciężkie. Ale powoli się rozkręciłem i im bliżej było do powrotu do Polski tym lepiej radziłem sobie w tej materii.

Pierwszy dzień w Grenadzie to spacer po starej dzielnicy Albaicin. Bardzo klimatyczne miejsce. Wąskie uliczki pośród starych, zabytkowych kamieniczek...

Nasz pokój w hostalu "Sonia". Widok mieliśmy na schody ewakuacyjne. No, ale coś za coś...

Recepcja hostalu "Sonia" znajduje się na trzecim piętrze tego budynku.

środa, 24 sierpnia 2011

Walencja - lipiec 2011 (Hiszpania)

Do Walencji (Valencia) przyjeżdżamy późnym popołudniem. Miasto wydaje się trochę opustoszałe. Mimo, że już jest po sjeście. Z dworca autobusowego idziemy na poszukiwanie hostelu. W tych poszukiwania towarzyszy nam dwóch młodych podróżników z Turcji: Semih i Kaan. Nasze drogi jeszcze często będą się krzyżować aż do Grenady (Granada). Jest to bardzo interesujące spotkanie. Dochodzi do wymiany ciekawych informacji z blisko odległych kręgów kulturowych...

Naszą bazą w Walencji zostaje hostel "Indigo" przy ulicy Guillem de Castro. Za miejsca w 8 osobowym pokoju płacimy 15 EUR/os. Hostel jest przyjemny i w miarę czysty. Łazienki są koedukacyjne i trochę niepraktyczne (ciasne kabiny prysznicowe). Internet działa szybko i bezproblemowo. Jest możliwość wykonania wydruków (np. odprawy lotniczej). Za kaucją 10 EUR można otrzymać kłódkę do szafki depozytowej w sypialni. Oczywiście, tylko my Polacy z takiej możliwości skorzystaliśmy. Taka wrodzona polska psychoza, że "zabiorom". Obsługa jest miła i prawie kompetentna. "Prawie" dlatego, że zdarzył nam się mały incydent przy wymeldowaniu, ale wszystko dobrze się skończyło...

Po krótkim ogarnięciu się, ruszamy na miasto. I zostajemy porażeni ponurością tego miejsca. Centrum wydaje się bardzo przytłaczające i jakieś takie chaotyczne...

Hostel "Indigo".

sobota, 20 sierpnia 2011

Barcelona, Tarragona - lipiec 2011 (Hiszpania)


Barcelona

Na lotnisku w Gironie (Girona) lądujemy w środę późnym popołudniem. Transport do Barcelony jest bardzo sprawnie zorganizowany. Autobusy "Barcelona Bus" są zsynchronizowane z przylotami samolotów. Ich stanowisko postojowe jest zaraz przy terminalu lotniska. Odjeżdżają one w takiej ilości, by pomieścić wszystkich pasażerów samolotu. Oczywiście tych, którzy mają chęć dostać się w ten sposób do stolicy Katalonii. Bilet kosztuje 12 EUR. Jedzie się około godziny bez przystanków po drodze. Z autobusu wysiadamy na dworcu autobusowym "Barcelona Nord". On dalej nie jedzie. Stamtąd udajemy się koleją dojazdową do miejscowości El Prat de Llobregat. Tam będzie nasza siedziba na wypady do Barcelony.

El Prat de Llobregat nocą.

Stacja kolei dojazdowej w El Prat de Llobregat. Stąd do centrum Barcelony jedzie się około 15 minut.