środa, 11 maja 2011

Hurghada, Kair - grudzień 2010 (Egipt)

Spontaniczny, tygodniowy wyjazd do Egiptu na grudniowe święta. Touroperator: Exim Tours. Główny cel: Kair (Al-Qahira) i piramidy w Gizie (Al-Giza).
To był nasz pierwszy tego typu wyjazd (touroperator i kierunek), więc nie wiedzieliśmy do końca czego się spodziewać. A ponieważ lubimy na wyjazdach być niezależni, postanowiliśmy sami zorganizować sobie wycieczki do wyżej wymienionych miejsc.
W Hurghadzie (Al-Gurdaqa) wylądowaliśmy o 3:15 w nocy czasu egipskiego (samolot był opóźniony z powodu mgły na wrocławskim lotnisku). Z lotniska zostaliśmy zawiezieni autokarem do naszego hotelu.

Hotel "Magawish" (4 gwiazdki):
Opinia obiektywna - nie powinien mieć 4 gwiazdek, góra 3.
Opinia subiektywna - nie mamy jakiś wygórowanych wymagań, więc byliśmy z niego zadowoleni. Czysto, atrakcyjna plaża, dobre jedzenie, normalna obsługa, anonimowość, duża ilość obiektów okołoturystycznych na terenie hotelowym (punkty usługowe, atrakcje rozrywkowe itp.) - to plusy. Duża odległość od miasta (około 12 km do starego centrum), drogi internet - to minusy.

Po zameldowaniu się w hotelu, zostaliśmy przewiezieni do naszego bungalowa. Odbyło się to mikrofurgonetką. Z przodu nie było wiele miejsca, więc bagaże, ja i człowiek z obsługi - jechaliśmy "na pace". To było nawet zabawne...
Nad ranem odbyło się spotkanie z rezydentem. Tam dowiedzieliśmy się, że możemy wykupić wycieczki fakultatywne dla niedzielnych turystów w chorych cenach. Dostaliśmy też przestrogę przed wyjazdami na własną rękę - bo się nie da... i w ogóle: że wojna, terroryści, cyborgi i laleczka Chucky...

Oczywiście, na początek trzeba było "zaliczyć" Morze Czerwone. Więc je zaliczyliśmy. Nic szczególnego. Oto wrażenia: bardzo przejrzyste, w grudniu cieplejsze niż Bałtyk latem, bardzo słone - można się porzygać.

No i ruszyliśmy w teren...
Z hotelu do miasta można się dostać taksówką lub busem. My jeździliśmy busem. Była to najtańsza opcja. Busa łapie się w każdym miejscu - nie ma przystanków. Koszty przejazdów busami w Hurghadzie i Kairze jednorazowo nie przekraczały 0,30 USD (zazwyczaj było to około 0,10 USD). Jeżeli ktoś chciał więcej to znaczy, że oszukiwał. Chociaż czasem, w nietypowych okolicznościach (noc, duży bagaż itp.), bywało drożej.

Hurghada to głównie siedziba turystów z Rosji. Często słychać język rosyjski i rzucają się w oczy rosyjskie napisy. Miasto jest mało atrakcyjne wizualnie. Osobiście polecam zainteresować się pobliskimi górami. Naprawdę robią wrażenie. Nam się niestety nie udało ich nawiedzić, ale wiem, że muszę tam kiedyś pojechać...

Niestety, nic dobrego nie mogę powiedzieć o Egipcjanach. Przez cały nasz pobyt w tym kraju byliśmy narażeni na ataki ulicznych sprzedawców i taksówkarzy. Do tego ciągłe próby oszustwa. Ja rozumiem, że ci ludzie z tego żyją, ale ich metody są naprawdę żenujące. Nachalność połączona z chamstwem. Trzeba naprawdę mocnego charakteru, cierpliwości i czujności by się temu wszystkiemu oprzeć. Nie uniknie się wpadek, lecz musisz się starać o to by były one jak najmniej kosztowne... W końcowym momencie naszego pobytu w Hurghadzie, by uniknąć tych ataków, zaczęliśmy chodzić trasą szybkiego ruchu. Jest to obwodnica wzdłuż całego miasta i... posiada chodniki. Jeżeli nie interesują cię pamiątki, to zakupy pierwszej potrzeby polecam robić w supermarketach (Abu Ashra, Metro). Jest ich kilka w Hurghadzie i wciąż powstają nowe. Tam nie musisz się targować, masz spokój i czas by zebrać myśli. Ceny są różne, ale raczej jest trochę taniej niż w krajach Unii Europejskiej. Posiłki na mieście (głównie obiady) jedliśmy w McDonald's lub w KFC. Typowo egipskie jedzenie nie przypadło nam do gustu. Nie było żadnej "zemsty faraona", po prostu nam nie smakowało.

Wyjazd do Kairu...
Ostrzegano nas (rezydent), że poruszanie się po Egipcie jest bardzo trudne. Bzdura! Jest łatwiej niż w Polsce. W Hurghadzie jest kilka tzw. "dworców autobusowych". My byliśmy na dwóch. Pierwszy, chyba "Główny", okazał się pomyłką. Drugi, firmy ElGouna, był strzałem w dziesiątkę. Kompetentny człowiek w ładnym biurze sprzedał nam bez problemów bilety na nocny autobus do Kairu (około 12 USD/os.).

Od razu muszę nadmienić, że jeżeli ktoś zna język angielski, to porozumiewanie się w Egipcie nie jest problemem. Większość Egipcjan mówi w tym języku w miarę dobrze, a na pewno lepiej niż większość Polaków.

Jeżeli wcześniej napisałem, że biuro ElGouna było ładne, to teraz muszę napisać, że plac manewrowy, znajdujący się za tym biurem, to utwardzone kartoflisko, otoczone niedokończonymi szkieletami budynków. A toalety... poezja sięgająca bruku - hardcore dla wyczynowców. Natomiast autobus - pierwsza klasa. Klimatyzacja, toaleta, video i posiłek na drogę - wszystko w cenie biletu.
Czas przejazdu Hurghada - Kair bywa różny. Jest jeden pewny postój (około połowy drogi). I tak też było w drodze do Kairu. Lecz z powrotem mieliśmy dodatkowo trzy kontrole policyjne, które wydłużyły przejazd. Kontrole dotyczyły tylko i wyłącznie Egipcjan. Tak więc czas przejazdu to około 6/8 godzin.

Do Kairu dotarliśmy bardzo wczesnym rankiem. Było jeszcze ciemno i nie wiedzieliśmy za bardzo, w którą stronę iść. Do świtu przeczekaliśmy w poczekalni "dworca" ElGouna. Jak się później okazało, zaraz na przeciwko mieliśmy Muzeum Egipskie, za nim plac Tahrir, nad nami natomiast górował hotel "Ramses Hilton".

Gdy się tylko rozjaśniło, ruszyliśmy szukać hotelu. Wybór padł na hotel "Tulip" na placu Tala at Harb.

I tu ostrzeżenie (pierwsze):
Zanim dotarliśmy do tego hotelu, przyczepił się do nas człowiek - w średnim wieku, dobrze ubrany, wygadany, z manierami itp. Był to oszust, który chciał nas namówić na skorzystanie z hotelu, od którego on dostaje prowizję za turystów (prowizja ta jest doliczana do rachunku za pokój). My grzecznie, acz stanowczo podziękowaliśmy. Niepocieszony, oddalił się, wciąż oferując swoją interesowną "pomoc". Tacy oszuści są w Kairze częstym zjawiskiem. I naprawdę trudno ich odróżnić od osób chcących bezinteresownie pomóc. Nam się udało, bo byliśmy czujni i wiedzieliśmy z grubsza o tym zjawisku, ale i tak dość daleko daliśmy się w to wciągnąć. Nie jedyny raz, ale o tym za chwilę.

Hotel "Tulip" na placu Tala at Harb znajduje się w starej secesyjnej kamienicy. Żeby się do niego dostać trzeba wjechać lub wejść na (nie pamiętam, które) piętro. Hotel nie zajmuje całego budynku. W środku jest bardzo klimatycznie. Atmosfera jak w starych filmach szpiegowskich o II wojnie światowej. Tę oryginalną otoczkę tworzy stare wyposażenie tej kamienicy.
Za jedną noc, w pokoju dwuosobowym z łazienką, zapłaciliśmy około 22 USD za dwie osoby.

Po zakwaterowaniu w hotelu udaliśmy się na rekonesans po okolicy...
Kair to miasto z klimatem. Tego nie da się opisać, tu trzeba być. Kamienice rodem z Gotham City. Ogromne potoki samochodów w różnym stanie technicznym i wszechobecny dźwięk klaksonów. Przejście przez ulicę to wyzwanie i zarazem atrakcja - ruch drogowy rządzi się swoimi prawami. Nad tym wszystkim unosi się jakaś taka atmosfera nierealności wyłaniająca się z ciężkiego, zanieczyszczonego powietrza. Naprawdę żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu na bliższe poznanie tego miasta. Jest więc powód, żeby tu wrócić.

Po pierwszym rekonesansie, zmęczeni autokarową podróżą, padliśmy na hotelowe łóżko i zasnęliśmy...
Po przebudzeniu ruszyliśmy na piramidy. Pierwszy etap podróży był łatwy. Wsiedliśmy w metro na stacji "Sadat (Tahrir)", a wysiedliśmy na "Giza Station". Drugi etap już tak łatwy nie był...

I tu ostrzeżenie (drugie):
Na stacji "Giza Station" znowu przyczepił się do nasz człowiek. Starszawy pan widząc naszą niepewność co do kierunku kroków zaofiarował swoją pomoc. Jak się później okazało, bardzo interesowną. Przeprowadził  i przewiózł nas tutejszymi środkami transportu aż do samych piramid. Nasze późne wyjście i długa podróż sprawiły, że dotarliśmy tam już po zamknięciu. Więc zostaliśmy zaprowadzeni przez tego człowieka do "rządowej" wypożyczalni wielbłądów "dla studentów". Tam długo broniliśmy się przed skorzystaniem z tej wątpliwej atrakcji, ale w końcu udało nam się wykręcić z tej imprezy. Oczywiście, ten pan dostałby za nas dolę od obsługi tego przybytku (zasady na jakich działa ten punkt są dla mnie zagadką).

Nie ma tego złego co by w dobroć obróć żeś się...
Dzięki temu dowiedzieliśmy się jak sprawnie dojechać do piramid i wykorzystaliśmy to na następny dzień.

Rano, po śniadaniu w KFC na placu Tahrir, ruszyliśmy ponownie do piramid. Na stacji metra "Giza Station" poznaliśmy bardzo sympatyczne, ale trochę zagubione, małżeństwo z Tajwanu. I od tego momentu zaczęliśmy wędrować w czwórkę.

Oto poradnik jak dostać się do piramid z "Giza Station":
- Wychodzimy ze stacji "Giza Station".
- Przechodzimy na drugą stronę ulicy Al-Ahram (Droga Piramid). Tam łapiemy busa. Najlepiej zrobić to krzycząc pytająco: "Al-Ahram!" (Piramidy) do przejeżdżających busów. Na pewno któryś się zatrzyma.
- Po około 10 km zostaniecie wysadzeni (bez komentarza). Warto co jakiś czas dopytywać się o swój przystanek.
- Z dużym prawdopodobieństwem zostaniecie wysadzeni na skrzyżowaniu z ulicą Al-Mansoureya (w tym miejscu proponuję korzystać z mapy i języka). A stąd to już żabi skok i jesteście pod Cheopsem.
Myśmy przebyli tę drogę dokładnie w ten sposób. Jest to najtańsza opcja dostania się do piramid z centrum Kairu.

Dla piramid polecieliśmy do Egiptu. Warto było tyle przejść by się tu dostać. Te budowle robią niesamowite wrażenie. Tysiące lat historii zaklęte w kamieniach... Niestety, spokój kontemplacji jest zabijany przez wszędobylskich i nachalnych właścicieli "przenośnych" wypożyczalni wielbłądów i koni. Oni są jak komary. Należy ich olać. No chyba, że lubisz te zwierzęta i chcesz dla nich stracić fortunę.
Po parogodzinnym marszu wśród zaklętych ścieżek faraonów, udaliśmy się na obiad do pobliskiego KFC i patrząc na Wielkiego Sfinksa zajadaliśmy kanapki z kurczakiem. Tyle pozostało z magii tego miejsca...
Pożegnaliśmy naszych towarzyszy z Tajwanu na stacji "Sadat (Tahrir)" i piechotą poszliśmy w okolice "dworca" autobusowego ElGouna. Nastał kairski wieczór oświetlony neonami. Mając trochę czasu do odjazdu autobusu, kręciliśmy się wzdłuż kolorowego nabrzeża Nilu.

W Hurghadzie byliśmy o świcie...
Resztę dni w tym nadmorskim mieście spędziliśmy szwendając się po okolicach. Byliśmy m.in. na zamkniętej dla ruchu pustynnej drodze, z której obserwowaliśmy z bardzo bliskiej odległości starty i lądowania samolotów na pobliskim lotnisku... Ogólnie rzecz biorąc, unikaliśmy miejscowych. Bo jeszcze by nam coś sprzedali. Czemu mamy się narażać na niepotrzebny handel...

Pogoda, przez cały nasz pobyt, to takie późne polskie lato. W dzień bywało bardzo gorąco, natomiast po zmroku (który zapadał dość szybko - około 17:00) znacznie się ochładzało. Kair był zdecydowanie zimniejszy od Hurghady. Tam o świcie temperatura spadała do 10°C.

Podsumowując...
Ja osobiście czuję duży niedosyt. Fakt, Egipcjanie to trudny w odbiorze naród, ale żyją w ciekawym miejscu. Chcę tam wrócić. Na trochę dłużej. Teraz przynajmniej wiem czego się spodziewać...

Hurghada. Hotel "Magawish". Nasz bungalow.

Hurghada. Hotel "Magawish". Na plaży...


Hurghada. Taksówka i posterunek policji lub wojska (nie wiem co to były za formacje).

Takimi busami przemieszczaliśmy się po Hurghadzie.

Hurghada...


Kair. Poczekalnia "dworca" autobusowego ElGouna.

Kair. Hotel "Tulip". Nasz pokój...

...I nasz prysznic. Po lewej atrakcja dla amatorów szukających mocnych wrażeń podczas podmywania.

Kair. W tym budynku mieści się hotel "Tulip".

Kair...








Giza. Zachód słońca nad piramidami. Dzień pierwszy.

Kair. Plac Tala at Harb. Widok z hotelu "Tulip"...


Giza. Stacja metra "Giza Station".

Giza. Ulica Al-Ahram widziana ze stacji "Giza Station". Po przejściu na jej drugą stronę należy łapać busa do piramid. Przejść można w każdym miejscu. To naprawdę niezła zabawa. Prawie jak gra komputerowa.



Giza. Wielki Sfinks, a za nim piramida Chefrena.



Giza. Wielki Sfinks.




Giza. Dzieci, które wzięły nas za atrakcję turystyczną.

Giza. Piramida Cheopsa.

Giza. Piramida Cheopsa.

Giza. Piramidy od lewej: Chefrena i Mykerinosa.

Giza. Marsjański krajobraz egipskiej pustyni.

Giza. Piramida Chefrena.




Giza. Widok z "tarasu widokowego". Od lewej: Cheops, Chefren, Mykerinos.

Giza. Piramida Cheopsa.


Giza. Na dole KFC, na górze Pizza Hut, a za oknem Wielki Sfinks i piramidy.

Ekologia czy zapchany kibel? A może jedno i drugie?

Kair. Rozświetlony Nil.

W drodze do Hurghady. Przerwa na czynności filozoficzne.

I ponownie jesteśmy w Hurghadzie.

Tzw. Nowa Hurghada. Najbardziej na południe wysunięta część miasta. Ładny komercyjny deptak. Dużo drogich hoteli. Mniej natrętnych sprzedawców. Całkiem blisko do hotelu "Magawish".


Rozbudowa Hurghady...



Obwodnica Hurghady. Wreszcie spokój...



Hurghada. Hotel "Magawish". Nasz zestaw wypoczynkowy.

Hurghada. Góry Pustyni Wschodniej widziane z terenu hotelu "Magawish".

Hurghada. Nasza szeregówka bungalowów hotelu "Magawish".

Hurghada. Hotel "Magawish". Czekamy na transport na lotnisko. Tego dnia padało i mocno wiało.

Hurghada z lotu skrzydła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku, Twój komentarz zostanie dodany po zatwierdzeniu.